
Gdyby ludzi mieli pamięć, już dawno żylibyśmy w raju.
Historia świata i idei rozrywana jest przez stale sprzeczne pomysły na to, jak żyć. Pomagać biednym, czy też bogatym? Inwestować w armię, czy w naukę? Idealnym wyjściem jest drapieżny liberalizm, czy drapieżny socjalizm?
Każdy z tych sposobów na życie - ludzi, państw, planety - co jakiś czas zyskuje posłuch, stająć się obowiązującą wykładnią dla przynajmniej pewnej części globu. Gdy tylko zaś się przyjmie, po jednej dekadzie zaczyna przysparzać problemów. Nagle okazuje się, że przyjęty model „nie sprawdza się”. Jedne wybory, głosowanie albo kryzys – i przyjęty zostaje kolejny model. Czy można zgadnąć, co stanie się z nim za 10 lat?
Przez tak długi czas wszyscy zapominają, dlaczego właściwie zdecydowali się na akurat takie (zawsze jakoś ograniczające) rozwiązanie. Najlepszym pomysłem wydaje się więc Zmiana. Jest ona jednak świętem całorocznym – nawet,gdy zostaje wprowadzona, nie schodzi z piedestału. Po Zmianie potrzebna jest więc... Odnowa. Po Odnowie... Zmiana. Rzadko kiedy koło historii toczy się z taką ironią.
Podstawą tego ogłupiająco monotonnego i szkodliwego procesu jest właściwy człowiekowi optymizm i wiara, że świat może być lepszy niż jest. Co z tego, że udało się zrobić z niego miejsce znośne – ważne, by śmiałym krokiem wstąpić do Raju. Wstępujemy więc, i rozbijamy sobie głupią twarz o podłogę. Czyli – kryzys.
Gdybyśmy byli w stanie zapamiętać coś więcej niż ostatni wyjazd na wakacje, wyglądało by to zapewne inaczej. Jest jednak tak, że choć by nie wiadomo co się działo, w aktywnym okresie życia każdego człowieka nie trafia się więcej niż jedna poważna recesja. Wszystko, co poza tym pamięta, wyglada wobec tego całkiem nieźle.
Zawsze może być lepiej. Potem jednak, zawsze musi być gorzej.