13 września 2009

Każdy naród ma takiego Borubara, na jakiego zasłużył.


Choćbym mówił językiem ludzi i aniołów, a nie miałbym krzty rozumu, nie zwyciężę nigdy w Pucharze Świata.
Dopóki ostatni dziki, nie znający języków Polak przekonany o tym, że Ziemia kończy się na Szczecinie, nie wyjedzie w odmieniającą życie podróż, piłka nożna będzie nad Wisłą nieustającym źródłem cierpień.

Znów przegraliśmy w grę, którą mieliśmy nigdy nie przegrywać. Ofiary z bydła, piwa i rytualne śpiewy nie pomogły; nie pomógł też trener z Zagranicy ani Wielkie Ilości Pieniędzy przekazane każdemu z polskich piłkarzy. Wygląda więc na to, przeciwna strona zakupiła trenera z bardziej zagranicznej zagranicy niż my, bądź też użyła większej ilości Wielkiej Ilości Pieniędzy. Planuje się też sprawdzić, czy pod płytą boiska nie zostały zakopane wrogie mzimu, które mogły czarowną mocą rozszczelnić bramkę i mózgi naszych zawodników.

Żadne czary nie cofną jednak zadanej klęski. Zranioną miłość własną milionów Polaków można zaleczyć tylko najskuteczniejszym lekarstwem, jakie zna ludzkość — zwycięstwem.

Przy okazji, jest to również lekarstwo najrzadsze z możliwych — zwycięża bowiem zawsze tylko jeden, reszta zaś choruje. Ewentualna kuracja wymaga więc drastycznych działań. Są tylko dwa sposoby, by zażegnać frustrację oraz ból Narodu:
• Demokratyczne wybory do reprezentacji Polski w futbolu — da to możliwość niespotykanego w dziejach współuczestnictwa w całym procesie rywalizacji sportowej. Na zawsze zlikwiduje też problem złego doboru zawodników — Perykles oraz George W. Bush dowodzą poprzez epoki, że wielkie ilości ludzi nie mogą się mylić. Skoro demokracja sprawdza się w Iraku, w piłce nożnej będzie jak najbardziej na miejscu.

• Podatek na rzecz piłki nożnej.
Obecne kwoty transferowe mogą przyprawić o ból głowy każdego, kto nie ma dostępu do państwowej kiesy. Zamiast płacić za autostrady, których i tak nie ma albo za psie kupy, które i tak są złóżmy się - o, podatnicy! - na zakup kilku genialnych futbolistów z jakiegoś biednego kraju. Nadajmy im sensowne imiona (Jan? Paweł? Jarosław?) i cieszmy się każdą chwilą ich wyczynów na boisku, tak sowicie przez każdego pełnoletnigo Polaka opłacanych.

Dopiero wdrożenie tych dwóch procedur da możliwość odpowiedzi na dwa ważkie pytania:
— czy Polacy interesują się piłką nożną?
— czy zależy im na wynikach w piłce nożnej?


Polak starej ery odpowiadał na nie twierdząco — i bezmyślnie. Nie ma jednak sukcesów bez ofiar ani planu. Zwyciężenie reszty ludzkości akurat w najpopularniejszy sport na Ziemi będzie wymagać jednych i drugich.