Gdyby ten żyd Jezus nie zdecydował się raz w życiu zadziałać konkretnie, chyba zrezygnowalibyśmy z chrześcijaństwa. Jakie to szczęście, że pogonił kupców ze świątyni! Miał przynieść miecz, i przyniósł — maładiec! Szkoda tylko, że powstrzymał się od waterboardingu i przewiercania kolan; dotarł by być może do szerszej bazy społecznej, a tak, trzeba było bazę przyprowadzać do niego.
Taki wniosek nasuwa się po lekturze bardzo pożytecznego wywiadu z bardzo radykalnym i szczerym panem Wojciechem Cejrowskim. Wyraźniepokazuje on, że Bóg nie jest tylko Miłością. Pan Wojciech przypomina nam jego srogą twarz, i prezentuje typ chrześcijanina, który wyznaje dwie religie. Jedna to pożyczony i zmodyfikowany kult Jahwe. Drugą jest stare i dobrze znane prawo silniejszego.
Nie ma tu wątpliwości ani dyskusji, a istnienie tzw. drugiej strony jest tylko etapem przejściowym. Czy z samej definicji mniejszość nie powinna zanikać? Słabi zawsze ginęli, i wygląda na to, że tego właśnie chce pan Wojciech i jego srogi Bóg-Mściciel. Z jakąż satysfakcją opowiada on o agresji Jezusa! Tak, jak gdyby świadomość, że ktoś jednak pójdzie na koniec do piekła, była pocieszająca.
Straszne i zabawne jest zakłopotanie potępianej mniejszości, reprezentowanej przez pana Tomasza Kwaśniewskiego. Biedactwo, wierzy w dialog! Nie wziął tylko pod uwagę, że co do dialogu akurat ten rozmówca jest całkowicie niewierzący.