Przejęliśmy od Ameryki większość wad, nie kopiując żadnej zalety. Pisząc 'Ameryki', mam na myśli oczywiście Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, ale czy trzeba to wyjaśniać? Zapatrzenie w siebie to jedna z przejętych wad.
Około ćwierć wieku zajęło nam zbudowanie systemu dwupartyjnego, gdzie partii nie tworzą politycy, a pogardzający sobą nawzajem ludzie uważający się za zdrową większość. W skali kraju to zaskakująco niewielkie grupy (30% z 50% wyborców), ale ich siłą jest to, że poza sobą nawzajem nie mają żadnej alternatywy. Żadna trzecia grupa nie utrwaliła się.
Paradoskalnie, to właśnie niewielki rozmiar pozwala im czuć się w Polsce jak u siebie. Dla zdrowej większości kraj jest przestrzenią prywatną, a nie publiczną. Dlatego tak naturalny jest brak tolerancji; jeśli własna ulica jest tak samo intymna jak własna kuchnia, zrozumiałe jest, że wyznaczamy zakazy poruszania się czy manifestowania poglądów i tu, i tu. Nikt nie może przecież tłamsić mojej prywatności na ulicy.
Tak jak Ameryka, jesteśmy świeżą demokracją. Szybko przyjęliśmy konstytucję, daliśmy przykład innym, a potem przestaliśmy się nią zajmować. My podzieliliśmy się pomiędzy Rosję, Austrię i Niemcy, a Ameryka na Południe i Północ. Mamy ambicję przewodzenia obecnie i historię bycia przywódcą, do której chętnie wracamy. Historia przywództwa Ameryki dopiero zaczyna się kończyć, nasza skończyła się wraz z przehandlowaniem wolności szlacheckich za niepodległość (w efekcie czego nie dostaliśmy ani wolności, ani niepodległości).
Tak jak Ameryka, wierzymy w siebie i w Boga, nie mogąc uwierzyć w to, że inni szczerze wierzą w coś innego. Te inne rzeczy robią na nas wrażenie jakiegoś politycznego podstępu. Ta obca, 'kocia wiara' luteranów, muzułmanów czy ateistów to w gruncie rzeczy tylko ruch społeczny, rewolucyjny bądź militarny. Nie ma przecież innego Boga niż Bóg; wierzący w innych Bogów muszą mieć jakiś tajny plan. My oczywiście tego planu nie mamy.
Oczywiście, to przekonania tylko części Polaków; pamiętajmy jednak o idei zdrowej większości. My również mamy nasz pas biblijny, regiony kraju, gdzie ludzie są bliscy niebu, a niechętni obcym. Niebiańskie wartości mają dawać wielkość ich wyznawcom, w praktyce jednak wielkie osiągnięcia nie wynikają z przyjęcia konkretnego wyznania bądź zasad. Na ziemskim padole na materialną nagrodę mogą liczyć tylko wyznawcy materialnych wartości.
Mamy więc niewielką kopię USA, z jej wartościami i podejściem do polityki, ale bez jej rozmiaru, położenia i potencjału militarnego. Czym mogły by być USA bez jej wojska, ludności i układu geopolitycznego (łącznie z zajmowanymi złożami naturalnymi)? Strach zadawać i odpowiadać na takie pytania.
A jednak, taki właśnie kraj sobie stworzyliśmy. Dwa Mało Zjednoczone Stany Rzeczpospolitej Polskiej.