10 marca 2016

Zabrakło czwartego zaborcy

Zabrakło nam czwartego zaborcy — Holandii. Holandii, która przez te stoparędziesiąt lat pod niderlandzkim butem pokazała by nam, jak sobą rządzić, a potem rządzić innymi zaborami, gdy już cudem bądź sprytem odzyskalibyśmy państwową odrębność. Po takiej bezwzględnej nauce spokojnego i skutecznego działania cuda być może nigdy nie były by nam potrzebne.

Każdy z zaborów coś nam dał (przy okazji, oczywiście, odbierając wielokrotnie więcej). Poczucie obowiązku, ceglane budynki, linie kolejowe, słowiańskie zobojętnienie. Zbudowalibyśmy zapewne jakieś sobie sami, ale nie może zbudować nic naród, który nie istnieje, a my nie istnieliśmy. Gdy zaistnieliśmy ponownie, cały kraj był zasypany osiągnięciami innych narodów, które obozowały ponad wiek na naszym terytorium. Niewiele zostało tylko z kultury, która te osiągnięcia umożliwiała.

Najbardziej przydała by się nam właśnie niderlandzka — pozbawiona zębów, koncyliacyjna, drogą kompromisu wydzierająca sobie wszystko i wszędzie. Dla kraju, który musi poskładać się z nieprzystających części, taki mądry zaborca byłby idealnym, choć niechcianym prezentem od historii.

Niestety, zamiast tego przyswoić mogliśmy jedynie germańską biurokrację i carską pogardę dla prawa. Udało nam się to zrobić jednocześnie — i to jest jakiś cud.